Kraków 0 Opinie
Działo się to wiosną 1241 roku. Noc była jeszcze ciemna, gdy stary trębacz z wieży Mariackiej był już na krakowskim rynku. Zwykle o tej porze spał jeszcze smacznie, ale tej nocy dręczyły go sny niespokojne i złe przeczucia zmusiły do tak wczesnego wyjścia z domu.
Trębaczowi udzielił się niepokój panujący w mieście, gdzie mieszkańcy od kilku dni mówili o Tatarach. Powiadali, że Tatarzy splądrowali Sandomierz i kierują się w stronę Krakowa. Mówili, że Tatarzy zostawiali za sobą spalone miasta i wsie, niszczyli dobytek, rabowali kościoły i zniewalali niewiasty.
Trębacz popatrzył na ozdobioną koroną, wieżę kościoła Mariackiego, zwaną hejnalicą. Niespokojny, postanowił wejść na wieżę, ponieważ wiedział, że stamtąd widać więcej, niż z murów miejskich. Po długiej wspinaczce po skrzypiących schodach, stanął wreszcie na szczycie i rozejrzał się. Miasto jeszcze spało, a na zewnątrz murów też nie zauważył niczego niepokojącego. Usiadł więc na ławce i zdrzemnął się.
Po kilkudziesięciu minutach obudził się nagle, wyjrzał przez okienko i ... w promieniach wschodzącego słońca zobaczył, że do murów miejskich zbliża się orda tatarska. Widział niezliczoną liczbą jeźdźców na koniach, a na murach miejskich były jedynie nieliczne straże.
Trębacz przeraził się, mając świadomość, że straże nie są w stanie zatrzymać tak licznego nieprzyjaciela. Uznał, że trzeba obudzić mieszkańców, aby chwycili za broń i obsadzili mury.
Niewiele myśląc, chwycił swą trąbkę, przycisnął do ust i zagrał hejnał mariacki. Donośny dźwięk trąbki poniósł się nad śpiącym miastem i dotarł do mieszkań, gdzie wyrwał ze spokojnego snu mieszkańców Krakowa. Dziwili się krakowianie, że trębacz gra hejnał, kiedy to świt dopiero.
A hejnał brzmiał dalej, coraz głośniej i natarczywiej. Wreszcie ludzie zrozumieli, że to alarm zwiastujący nieszczęście. Z całą pewnością do bram miasta podeszli Tatarzy.
Obudziło się całe miasto. Kto mógł, chwytał za broń. Mężczyźni pobiegli w kierunku murów. Kobiety z dziećmi schroniły się do kościołów.
Rozpętała się walka. Na głowy napastników sypały się kamienie, lała gorąca woda i smoła, świstały tatarskie strzały. A hejnał nadal wzywał i zagrzewał do boju. Wściekli Tatarzy wiedzieli, że to hejnalista zerwał obrońców ze snu, przez co uniemożliwił zdobycie miasta z zaskoczenia.
W końcu jeden z Tatarów o dobrym wzroku i pewnej ręce naciągnął cięciwę łuku, długo mierzył do oddalonej postaci w oknie wieży ... Świsnęła strzała - była celna.
Urwał się nagle hejnał, trąbka wypadła z ręki trębacza, a on osunął się na twardą podłogę. Dziwna cisza zaległa nad Krakowem. Ktoś pobiegł na wieżę Mariacką, ale na pomoc było już za późno. Stary trębacz już nie żył.
Pomimo dzielnej obrony Krakowa, nie udało się obronić miasta, lecz dzięki alarmowi hejnalisty, straty były dużo mniejsze, niż gdyby Tatarzy napadli mieszkańców we śnie.
Hejnał mariacki rozbrzmiewa w Krakowie do dziś, ale od tamtej tragicznej chwili melodia urywa się niespodziewanie, tak jak nagle zgasło życie odważnego hejnalisty.