Księżna i gołąb

Głogów      0 Opinie

Opis

Dawno temu, na początku XIII wieku, Głogów przeniesiono z Ostrowa Tumskiego, gdzie wcześniej był warowny gród, na lewy brzeg Odry. Na wyspie pozostała romańska kolegiata, a teren Ostrowa odtąd należał do kapituły kolegiackiej.
Na lewym brzegu rzeki wytyczono regularne założenie miejskie z ulicami i rynkiem. Ok. 1230 roku rozpoczęto budowę kościoła parafialnego, który poświęcono św. Mikołajowi.
W 1249 roku wydzielone zostało samodzielne księstwo głogowskie, a pierwszym księciem głogowskim był Konrad I, syn Henryka Pobożnego ze śląskiej linii Piastów. Żoną księcia Konrada I została księżna Salomea, córka księcia wielkopolskiego Władysława Odonica.
W 1253 roku książę nadał nowej osadzie przywileje na prawie magdeburskim. Obok powstającego miasta na lewym brzegu Odry, książę Konrad wzniósł drewniany zamek z murowaną, wysoką wieżą obronną. Zamek książęcy otoczono umocnieniami i fosą.
W pobliżu zamku pozostał kościół parafialny dawnej osady otwartej pw. św. Piotra. Kiedy parafię miejską przeniesiono do okazałego kościoła św. Mikołaja, do opuszczonej świątyni księżna Salomea sprowadziła zakon dominikanów.
Kolegiata głogowska pozostała centralną świątynią księstwa głogowskiego.

Pewnego razu księżna Salomea powróciła z kościoła i pożaliła się mężowi, że zmokła modląc się w kolegiacie, bo tam dach przecieka, a i ściany niebawem rozpadną się ze starości. Mieszczanie wznieśli piękny, nowy kościół św. Mikołaja, który jest większy i ładniejszy, niż książęca kolegiata. Czas najwyższy, aby wybudować nową świątynię.
Książę rzadko bywał w domu, bo to wyprawy zbrojne go zaprzątały i zjazdy dyplomatyczne w różnych odległych miejscach. A kiedy już wracał do Głogowa, to więcej czasu spędzał na łowach w okolicznych lasach, niż na zamku. Nic dziwnego, że nie zauważył, w jakim stanie jest kolegiata.

Kiedy Salomea zwróciła mu uwagę na stan świątyni, książę wpadł w złość. Miasto jeszcze było w budowie i nie przynosiło dochodów, a z okolicznych wsi większość danin była w naturze. Jadła było pod dostatkiem, lecz w kasie książęcej brakowało pieniędzy. Wybudować świątynię - zadumał się Konrad – ale za co i gdzie?
Spór o miejsce nowej kolegiaty między proboszczem i wójtem trwa już od jakiegoś czasu. Proboszcz koniecznie chce zbudować nową świątynię na dawnym miejscu, bo teren ten należy do kolegiaty. Wójt natomiast uważa, że nowa kolegiata powinna stanąć w mieście, bo może to przyciągnąć nowych osadników, a poza tym wzrośnie splendor miasta.
Książę nie lubił angażować się w takie spory. Zły na zaistniałą sytuację, pozostawił małżonce rozwiązanie tego problemu.
- Niech Księżna Pani sama zdecyduje, gdzie postawić kolegiatę i znajdzie na to pieniądze – rzekł Konrad – ja wyjeżdżam. I wyjechał na polowanie w polkowickie lasy.

Wszystkim musiała zająć się księżna Salomea. Z rozpaczy najpierw się rozpłakała, później wpadła w złość, a potem zaczęła szukać rozwiązania. Pieniądze mogłyby się znaleźć. Trochę na pewno dołoży Kościół. Na początek nie trzeba wiele – do budowy można wykorzystać ludzi służebnych.
Ale jak wybrać miejsce? Jeżeli świątynia stanie w mieście, to proboszcz kolegiaty nigdy jej tego nie wybaczy. Jeżeli na wyspie, to ściągnie na siebie złość wójta i niemieckich osadników, a może i niezadowolenie księcia. Co wybrać? Jak zwykle, nie miała się kogo poradzić.
Wtedy to przypomniała sobie o astrologu Magnusie, który kiedyś służył u mistrza Baltazara w Poznaniu i wraz z księżną przybył do Głogowa. Mieszkał on w niewielkiej izbie na szczycie wieży. Salomea kazała wezwać Magnusa, aby pomógł jej podjąć decyzję.
- Ułóż horoskop, chcę wiedzieć, co mam czynić. Kolegiatę trzeba budować, a tu nie wiadomo gdzie.
Magnus udawał, że się zastanawia. Rozłożył karty i stwierdził, że teraz konstelacja gwiazd jest niepomyślna, że najlepiej poczekać, może nawet kilka tygodni. Liczył na to, że książę wróci i sam podejmie decyzję. Niebezpiecznie było mieszać się w sprawy księżnej i księcia. Tak, najlepiej poczekać…
Salomeę ogarnął wielki smutek. Upadła na łoże i zaczęła szlochać, początkowo bezgłośnie, a potem coraz bardziej żałośnie i rozpaczliwie. W pewnej chwili poczuła, że ktoś gładzi ją po włosach. To stara piastunka nie mogła znieść płaczu ukochanej pani.
- Nie płacz dziecino, szkoda twoich łez. Zaraz coś wymyślimy. A może spróbować wróżby?
- Grzech nianiu, a i tak nic to nie da. Jak by nie zrobić i tak na złe wyjdzie. Budować świątynię w mieście – kanonicy klątwę rzucą. Na wyspie – Niemce się wściekną i będą szkodzić, a przecież my wśród nich żyć musimy. Książę bardzo na nich liczy. Co mam robić?
- Jest pewien sposób. Trzeba tak uczynić, aby to oni sami zgodzili się na wróżbę. Trzeba w mieście rozpuścić wieść, że księżna chce budować kościół na wyspie. Niech się Niemce złoszczą. A kanonikom przekazać, że kolegiata w mieście stanie. Potem trzeba wezwać proboszcza i wójta do zamku i niech sobie skoczą do oczu. A kiedy już się wyzłoszczą, zaproponuj żeby los rozstrzygnął. Już ja się wszystkim zajmę.

Przez dwa dni okolica trzęsła się od plotek. Na trzeci dzień księżna wezwała proboszcza i wójta na zamek. Wprowadzono ich do paradnej komnaty, gdzie mieli czekać na księżnę. Początkowo tylko patrzyli na siebie z niechęcią, lecz wkrótce zaczęli się kłócić, krzycząc równocześnie. Kiedy już obaj od krzyku ochrypli, otworzono drzwi i zapowiedziano donośnym głosem:
- Księżna Pani!
Obaj panowie natychmiast umilkli i pochylili się w głębokim ukłonie.
- Witajcie Panie Kanoniku i Wy Wójcie Fryderyku. Cóż to? Niezgoda między wami? A przecież o świętym przybytku mamy radzić. W tej sprawie pokój bardziej przystoi. Chcę poznać wasze stanowisko w tej sprawie.
Obaj zaczęli przedstawiać swoje racje, a że nie ochłonęli jeszcze po niedawnej kłótni, przeto nie zważając na obecność księżny, mówili jednocześnie, coraz szybciej i coraz głośniej, kanonik po polsku, zaś wójt po niemiecku. Księżna poczuła się urażona zachowaniem gości, którzy nie bacząc na jej urodzenie i stanowisko, krzyczeli na siebie w jej obecności. Ogarnął ją straszny gniew.
- Milczeć, bo do lochu wrzucić każę! Skoro nie potraficie się porozumieć, to niech los rozstrzygnie. Jutro, po mszy u św. Piotra wypuszczę z wieży zamkowej białego gołębia. Tam, gdzie usiądzie, będziemy kolegiatę stawiać. I ani słowa więcej, bo poznacie, że nie tylko książę umie karać. Idźcie precz!

Nazajutrz był ciepły, słoneczny dzień. Na dziedzińcu zamkowym zebrał się niemal cały dwór. Księżna Salomea, obok niej kapelan od dominikanów, mała Danusia - wychowanica księżnej, trzymająca klatkę z białym gołębiem, proboszcz kolegiaty i kilku kanoników, wójt Fryderyk z sekretarzem, a także dwórki księżnej i majordomus. Wszyscy zgromadzeni udali się na wieżę zamkową. Po drodze dołączył do nich jeszcze mistrz Magnus.
Kiedy już wszyscy znaleźli się na szczycie wieży, księżna stanęła przy balustradzie, a obok niej Danusia. Kapelan pobłogosławił klatkę z gołębiem. Na polecenie księżnej Salomei Danusia otworzyła klatkę i biały gołąb wyfrunął.
Wzbił się wysoko i zataczał koła. Początkowo pofrunął nad miasto, co niezmiernie ucieszyło wójta. Zdawało się bowiem, że usiądzie na drzewie rosnącym na rynku. Gołąb jednak pofrunął dalej, zrobił kilka okrążeń, przeleciał obok wieży zamkowej w kierunku Odry i dalej na Ostrów Tumski. Tam, zmęczony długim lotem, usiadł na bramie dawnego grodu.
- Bóg tak chciał! Tam stanie nowa kolegiata – rzekła księżna.
- Dzięki Bogu! – proboszcz kolegiaty nie krył radości.

Minęły lata. Na Ostrowiu Tumskim, w miejscu gdzie kiedyś usiadł biały gołąb, stanęła murowana, gotycka kolegiata. Księżna nie doczekała zakończenia budowy. Pochowano ją w dominikańskim kościele św. Piotra. Książę Henryk III, syn Salomei i Konrada kazał wykonać dwa posągi dobrodziejów kolegiaty: Salomei i Konrada I, które umieszczono w niszach po obu stronach prezbiterium. Stały tam przez wieki. W XIX wieku zawaliła się wieża świątyni, niszcząc m.in. posąg księcia Konrada. Nisza z figurą księżnej Salomei została zasłonięta malowidłami i zapomniana.
W 1945 roku kolegiata głogowska została spalona. Zawalił się dach i sklepienia, odpadły malowidła i wyłonił się XIII-wieczny posąg Salomei. Kolegiata miała pozostać trwałą ruiną. Wkrótce posąg został zabrany do Poznania, gdzie go odrestaurowano i umieszczono w Muzeum Narodowym w Poznaniu.
Dziś głogowska kolegiata została odbudowana i należy mieć nadzieję, że posąg księżnej Salomei głogowskiej powróci na swe pierwotne miejsce.