Jak powstały Kielce

Kielce      0 Opinie

Opis

Wydarzyło się to dawno temu, kiedy na tronie Polski zasiadał Bolesław Szczodry, zwany również Śmiałym. Król Bolesław poróżnił się z krakowskim biskupem Stanisławem. Nie miał żadnej pewności, że stronnicy biskupa nie zechcą zemścić się na królewskiej rodzinie.
W obawie o bezpieczeństwo swego jedynego syna Mieszka, wysłał go król w ostępy leśne na północ od Krakowa, pod opieką drużyny doświadczonych rycerzy. Mieszko był wówczas jeszcze chłopcem.
Zbrojni rozbili obóz na polanie w leśnej głuszy i spędzali czas na pojedynkach lub polowaniach. Przy tej sposobności uczyli młodego królewicza Mieszka sztuki władania bronią i doskonalili zdobyte już przez niego umiejętności.

Pewnego razu, gdy wszyscy odpoczywali po sutym obiedzie, Mieszko ujrzał dorodnego odyńca. Niewiele myśląc, nie mówiąc nic nikomu, wskoczył na konia i pognał za dzikiem. Dzik kluczył miedzy drzewami, znikał w zaroślach i znów się pojawiał Mieszkowi. Jeździec na koniu nie wszędzie mógł się zmieścić, lecz królewicz dzielnie podążał za zwierzyną.
W pewnym momencie Mieszko nie zdążył schylić się przed konarem, uderzył głową w grubą gałąź i spadł z konia, tracąc przytomność. Kiedy się ocknął, było już ciemno. Znajdował się sam w lesie, nie wiedząc, w którym kierunku jest ich obóz. Nieopodal była rozległa polana, a na niej pasł się jego koń. Chłopiec znalazł kępę miękkiego mchu pod starym, rozłożystym dębem i tam ułożył się do snu.

Śniło mu się, że napadli na niego rozbójnicy. Królewicz dzielnie walczył i sam rozgromił bandę. Okaleczeni zbóje uciekli przed nim w las. Tylko jeden z nich poddał się Mieszkowi i pozostał przy nim.
Bardzo zmęczony królewicz usiadł pod dębem i poczuł ogromne pragnienie. Rozglądał się wokół, lecz nigdzie nie było widać strumienia, źródełka, czy nawet stawiku. Wtedy to pozostały przy chłopcu rabuś podał mu swą miedzianą manierkę. Mieszko upił niewielki łyk, kiedy poczuł palący ból w ustach i w gardle. Wypluł ciecz z ust, lecz nie miał ich czym przepłukać, a ból gardła narastał.

Nagle w oddali królewicz ujrzał wielką jasność, z której wynurzył się mężczyzna w biskupiej szacie. Mieszko rozpoznał w nim świętego Wojciecha, misjonarza, który zginął męczeńską śmiercią z rąk pogańskich Prusów. Biskup Wojciech nakreślił pastorałem na ziemi krętą linię. Wzdłuż tej linii popłynęła woda wartkim strumieniem. Królewicz spróbował, woda była zimna, czysta i smaczna. Wypłukał nią usta i przemył twarz, a także napił się do woli. Woda natychmiast przywróciła mu siły.

Kiedy Mieszko obudził się, był wypoczęty i czuł się dobrze, a przez polanę płynął strumień, którego wczoraj tu nie było. Spróbował wody z tego strumienia – była zimna i smaczna, jak ta ze snu.
Królewicz chwycił róg i zadął, przywołując swą drużynę. Uradowani rycerze niebawem odnaleźli młodzieńca i szykowali się do powrotu do obozu.

Zanim odjechali, królewicz zauważył pod dębem dwa ogromne kły jakiegoś dużego, nieznanego zwierzęcia.
Drużyna powróciła do obozowiska, lecz Mieszko całą drogę był bardzo zadumany. Kiedy zsiedli z koni, królewicz opowiedział rycerzom swój dziwny sen.

Podjął również decyzję, że na polanie, gdzie spędził ostatnią noc, zbuduje osadę, a w niej kościół poświęcony św. Wojciechowi.
Jak postanowił, tak uczynił. Niebawem na polanie w ostępach leśnych, nad strumieniem, powstała osada, w której Mieszko kazał zbudować kościół. Patronem świątyni został św. Wojciech.
Osada przyjęła nazwę Kiełce, od owych kłów, znalezionych pod dębem. Z czasem nazwę Kiełce zmieniono na Kielce.
Strumień, którego woda przywróciła królewiczowi siły, nazwano Silnicą.

Dziś Kielce są dużym, pięknym miastem, przez które płynie rzeczka Silnica. W starej części miasta wznosi się obecnie murowany kościół św. Wojciecha. Zbudowano go na miejscu pierwotnej, drewnianej świątyni. Podobno w tym modrzewiowym kościółku przez wieki wisiał jeden wielki kieł o długości trzech stóp, znaleziony na polanie przez królewicza Mieszka. Kiedy rozebrano drewnianą świątynię, aby w 1763 roku zbudować nową, murowaną, kieł nieznanego zwierzęcia, być może pradawnego dzika, rozsypał się ze starości.